Urok królewskości od wieków fascynuje wyobraźnię. Od pozłacanych pałaców po lśniące korony, często wyobrażamy sobie życie pełne niezrównanego luksusu i sztywnego protokołu. Jednak za kurtyną tego splendoru kryły się zwyczaje, które dziś uznalibyśmy za co najmniej dziwaczne, a czasem wręcz szokujące. Od osobliwych rytuałów higienicznych, przez zaskakujące nawyki kulinarne, po mroczne intrygi z trucizną w tle – królewskie dwory Europy były tyglem ekscentryczności. Odkryjmy najbardziej niezwykłe królewskie dziwactwa.
Higiena na dworskich salonach
Kąpiel – luksus czy przekleństwo?
Powszechne wyobrażenie o średniowiecznych i wczesnonowożytnych Europejczykach, w tym monarchach, rzadko się kąpiących, jest głęboko zakorzenione. Rzeczywistość historyczna jest jednak znacznie bardziej zróżnicowana i zależna od regionu.
We wczesnonowożytnej Europie, zwłaszcza od XVI wieku, faktycznie odnotowano spadek częstotliwości kąpieli. Lekarze powszechnie twierdzili, że kąpiele są szkodliwe, ponieważ otwierają pory skóry, umożliwiając wnikanie „miazmatów” – trujących wyziewów ziemi, które miały unosić się w powietrzu i powodować choroby. Ten pogląd medyczny był silnie zakorzeniony w ówczesnej nauce, prowadząc do przekonania, że utrzymywanie naturalnej powłoki ochronnej ciała jest zdrowsze niż jej zmywanie.
Kościół również odegrał rolę w zniechęcaniu do kąpieli, promując ideę, że „czysta dusza” jest ważniejsza niż „czyste ciało”. Niektórzy święci i władcy, jak św. Fintan z Clonenagh, który kąpał się raz w roku przed Wielkanocą, czy św. Jadwiga Śląska, która używała brudnych ręczników mniszek do mycia twarzy, praktykowali skrajny ascetyzm, unikając higieny jako formy umartwienia.
Kąpiel była przedsięwzięciem kosztownym i pracochłonnym. Wymagała noszenia i podgrzewania dużych ilości wody, a następnie jej usuwania. Nawet dla królewskich dworów był to znaczący wydatek, co ograniczało jej częstotliwość. Zamiast pełnych kąpieli, stosowano inne metody odświeżania. Ciało skrobano skrobaczkami, przemywano wodą różaną, nacierano olejkami i obficie skrapiano perfumami, aby zamaskować naturalny zapach. Grzebienie służyły do wyczesywania brudu i insektów z włosów. Królowa angielska Elżbieta I, mimo ogólnego unikania kąpieli na Zachodzie Europy, kąpała się w mleku i winie, aby uzyskać śnieżnobiałą cerę.
Łaźnie publiczne, niegdyś popularne centra społeczne w średniowiecznych miastach, zaczęły zanikać w XVI wieku. Było to spowodowane ich rosnącym skojarzeniem z rozpustą i prostytucją, a także panującą epidemią syfilisu, którą błędnie łączono z ciepłą wodą. Obawiano się, że ciepła woda otwiera pory, przez które do ciała wnikają choroby.
Wbrew stereotypom, polskie dwory królewskie, zwłaszcza Jagiellonów, wykazywały zaskakująco wysoki poziom higieny. Kronikarz Jan Długosz odnotował, że Władysław Jagiełło był „wyjątkowym czyściochem”, który „łaźni zazwyczaj co trzeci dzień, a niekiedy częściej używał”. Król golił się codziennie i zawsze miał przy sobie osobiste przybory higieniczne, takie jak brzytwa, nożyczki, szczotka i grzebień z kości słoniowej oraz lniane chusteczki do nosa. Na Wawelu istniały specjalne łaźnie królewskie, w tym „łaźnia królowych”, świadczące o cennym dostępie do wody. Królowe chętnie z nich korzystały. Zygmunt Stary kąpał się co najmniej dwa razy w tygodniu, a jego syn Zygmunt August nawet dwa razy dziennie. Wawelskie łaźnie były uważane za „cud techniki higienicznej”.
Ta rozbieżność w praktykach higienicznych między różnymi regionami Europy jest niezwykle interesująca. Powszechne wyobrażenie o brudnym średniowieczu, często podsumowywane frazą o „kąpieli raz do roku”, okazuje się zbyt dużym uproszczeniem. Praktyki higieniczne były silnie kształtowane przez lokalne wierzenia, kulturę, dostępne technologie i interpretacje religijne. Podczas gdy w niektórych regionach strach przed chorobami i wpływy Kościoła ograniczały kąpiele, w Polsce, być może z uwagi na inną tradycję, dostępność zasobów (drewno do ogrzewania wody) czy odmienne podejście do higieny osobistej, praktyki były zupełnie inne. To zmusza do podważenia prostych generalizacji historycznych i podkreśla złożoność codziennego życia na dworach.
Brytyjskie protokoły higieniczne
Nawet współczesna brytyjska rodzina królewska, choć pozbawiona absolutnej władzy politycznej, utrzymuje wiele zaskakujących i rygorystycznych zwyczajów, odzwierciedlających dążenie do perfekcji i kontroli nad każdym aspektem życia.
Każdy członek brytyjskiej rodziny królewskiej musi dbać o to, aby jego wygląd był nienaganny, elegancki i perfekcyjny. Każdy detal powinien być idealnie dopasowany, dlatego przyjęło się, że prasują także sznurowadła – przed każdym wyjściem. Król Karol poszedł nawet dalej, zatrudniając osobę odpowiedzialną wyłącznie za czyszczenie jego butów i prasowanie sznurowadeł.
Królowa Elżbieta II zatrudniała osobę, która miała dokładnie ten sam rozmiar oraz podobny kształt stopy co ona. Kobieta ta pracowała tylko kilka dni w roku, wtedy, gdy królowa kupowała nowe buty. Miała ona za zadanie rozchodzić obuwie, aby było wygodne dla monarchini. „Rozszerzaczka obuwia” zawsze pracowała w dwóch parach skarpetek bawełnianych oraz regularnie musiała korzystać z usług podologa.
Większość eleganckich ubrań rodziny królewskiej nie powinna być prana w pralkach – cała garderoba jest prana ręcznie. Brytyjska Rodzina Królewska nie posiada pralek, a wszystkie ubrania wysyłają do czyszczenia do pralni. To podkreśla wartość delikatnych, kosztownych tkanin i unikanie „przyziemnych” domowych czynności, które są domeną zwykłych śmiertelników.
Uchodzący za dość oryginalną osobę, król Karol miał bardzo konkretne preferencje kulinarne. Uwielbiał po głównych posiłkach przekąsić sery lub ciasteczka, ale musiały być one w odpowiedniej temperaturze. Kuchnia posiadała specjalny piecyk, ustawiony na temperaturę preferowaną przez króla, w którym kucharze zawsze podgrzewali żywność przed podaniem. Co więcej, przez lata prosił swojego lokaja, aby ten wyciskał mu pastę do zębów na szczoteczkę codziennie przed pobudką oraz po kolacji.
Te współczesne zwyczaje brytyjskie – prasowanie sznurowadeł, „rozszerzaczka” butów, specyficzna temperatura jedzenia – pokazują, że choć polityczna władza monarchów zmalała, to kontrola i dbałość o wizerunek oraz komfort osobisty przeniosły się na poziom mikrozarządzania codziennym życiem. W przeszłości władza była manifestowana przez pompatyczne gesty i ścisłe protokoły publiczne, jak w sztywnych dworach hiszpańskich czy francuskich. Dziś, w monarchiach konstytucyjnych, gdzie rola polityczna jest ograniczona, te „dziwactwa” służą do utrzymania wizerunku perfekcji, ekskluzywności i oddzielenia od „zwykłych” ludzi, a także do zapewnienia maksymalnego komfortu. To pokazuje, jak tradycja i symbolika adaptują się do zmieniających się czasów, a pozornie błahe nawyki stają się świadectwem ciągłości królewskiej „inności”.
Królewskie stoły i inne osobliwości
Co jadano i jak? Polskie obyczaje kulinarne
Polskie dwory królewskie miały swoje unikalne zwyczaje kulinarne i protokoły stołowe, które odzwierciedlały zarówno realia epoki, jak i specyfikę sarmackiej kultury.
Wbrew powszechnemu wyobrażeniu o nieustannych, hucznych ucztach, polscy królowie często jadali sami lub w bardzo wąskim gronie. Oczywiście, wielkie uczty były ważnym elementem życia dworskiego, służącym do zabiegania o przychylność monarchy i demonstrowania statusu.
Często przypisuje się Bonie Sforzy, że to ona sprowadziła do Polski „włoszczyznę” (warzywa włoskie). Jednak rachunki królewskie wskazują, że marchewki były pałaszowane już przez Władysława Łokietka, a składniki do rosołu również były dostępne wcześniej. Bona faktycznie spopularyzowała wiele warzyw, takich jak kapary czy kalafiory, które zaczęto wówczas uprawiać na Wawelu.
Zasady postu w XVII wieku prowadziły do zaskakujących wyborów kulinarnych. Ogony bobrów i żółwie były uważane za potrawy postne, ponieważ bobry i żółwie przebywają w wodzie, co sprawiało, że ich mięso nie było klasyfikowane jako „mięso” w sensie religijnym. Z żółwi błotnych, powszechnie występujących w Polsce, przygotowywano zupy zwane „polewkami”. Żabie udka spopularyzowano wśród najbogatszych na przełomie XVII i XVIII wieku, głównie za sprawą mody na kuchnię francuską. Co więcej, kiełbasy z ryb doprawiano tak, aby smakowały jak cielęcina, co również było formą adaptacji do postnych ograniczeń.
Polska szlachta miała swoje specyficzne maniery przy stole. Do początku XVII wieku używano głównie łyżek. Mięso krojono nożami, ale jedzono rękoma, pomagając sobie chlebem. Widelec był późniejszym wynalazkiem. Charakterystycznym zwyczajem było używanie wielu obrusów. Po każdym daniu brudny obrus był zabierany, a pod nim znajdował się świeży, który służył do wycierania rąk. W XVII wieku nie było pojedynczych nakryć; jedzono zazwyczaj ze wspólnych półmisków. Goście siedzący pośrodku stołu często mieli mniejsze szanse na obfity posiłek. Polscy królowie mieli swoje ulubione potrawy. Zygmunt III Waza lubił ryby, sosy do mięs i zasmażany zielony groszek ze słoniną, natomiast Władysław IV Waza upodobał sobie dziczyznę.
Dziwactwa kulinarne innych dworów
Nie tylko polskie dwory miały swoje kulinarne i protokolarne osobliwości. Brytyjska rodzina królewska również słynie z wielu unikalnych i czasem zabawnych zwyczajów, które przetrwały do dziś.
Kanapki podawane brytyjskiej rodzinie królewskiej nigdy nie mają kątów prostych; każda ma zaokrąglone krawędzie. Ten zwyczaj wywodzi się od księcia Alberta, męża królowej Wiktorii, który powiedział, że nie będzie jadł czegoś, co wyglądem przypomina trumnę. Jest to uderzający przykład przesądu wpływającego na tak prozaiczny aspekt codziennego życia i protokołu kulinarnego.
Wszystkie ziemniaki przed podaniem, podczas oficjalnych spotkań, są mierzone i ważone – ewentualnie poddane obróbce, po to, aby wszystkie wyglądały na talerzu tak samo.
Brytyjski monarcha posiada niezwykłe prawa własności do niektórych zwierząt. Król jest właścicielem wszystkich delfinów, wielorybów i morświnów, które znajdują się w odległości trzech mil od brzegów Wielkiej Brytanii. Jest również właścicielem większości łabędzi w Wielkiej Brytanii, dzieląc własność tych pływających po Tamizie z Worshipful Company of Dyers. Co roku w lipcu odbywa się ceremonia, zwana „wznoszeniem łabędzi”, podczas której łabędzie są liczone i sprawdzane pod kątem obrażeń. Co ciekawe, król jest także jedyną osobą w Wielkiej Brytanii, która może legalnie jeść łabędzie.
Truciciele i inne intrygi
Dwory królewskie były areną bezwzględnej walki o władzę, a trucizna stała się jednym z najbardziej podstępnych narzędzi w tej grze. Paranoja była powszechna, a truciciele wykazywali się niezwykłą kreatywnością.
Paranoja i kreatywność trucicieli
Władcy i arystokraci żyli w ciągłym strachu przed otruciem. Plotki rozchodzące się od dworu do dworu przez wieki sprawiały, że ilekroć ktoś umierał w męczarniach, podejrzewano otrucie. Każdy posiłek, każdy przedmiot mógł być skażony, co prowadziło do ekstremalnej ostrożności. Spiskowcy musieli szukać metod na tyle sprytnych, by ominąć wszelkie środki ostrożności, wykazując się niezwykłą pomysłowością.
Trucizna często kryła się w codziennej rutynie. Kobiety używały podkładów zrobionych z ołowiu i rtęci, a lekarze przepisywali rtęciowe lewatywy i maści z arszenikiem, nieświadomie zatruwając swoich pacjentów. W XVII-wiecznej Francji popularne były „proszki spadkowe” – trucizny sprzedawane arystokratom, aby pozbyć się niechcianych małżonków lub rodziców i przejąć majątek.
Jedna z najbardziej szokujących anegdot dotyczy króla Francji Henryka IV. Gdy 26 maja 1604 roku król otworzył usta, by przyjąć z rąk księdza komunię, jego pies chwycił nagle zębami królewskie szaty i go odciągnął. Król uznał, że zwierzę próbuje go przed czymś ostrzec, i nakazał księdzu zjeść komunikant. Początkowo duchowny odmówił, jednak król nalegał. Według relacji, „kiedy ksiądz spożył hostię, spuchł, a jego ciało rozpękło się”. Truciznę próbowano przemycać w parasolach, lewatywach, a nawet w formie „trującego gazu” czy „zatrutych strzał”.
W obawie przed trucizną monarchowie korzystali z rogów jednorożca (uważanych za antidotum), usług testerów jedzenia, a nawet służby, która oblizywała sztućce, zakładała bieliznę i testowała nocniki władców. Dynastia Jagiellonów miała dziedziczny strach przed trucicielami, co było uzasadnione. Dwaj bracia Władysława Jagiełły, Wigunt Aleksander (w 1392 roku) i Skirgiełło Olgierdowicz (w 1394 roku), zginęli od trucizny.
Temat „zatrutych pierścieni” budzi wyobraźnię, często kojarząc się z filmowymi intrygami. Jednak historyczna rzeczywistość jest bardziej złożona. Najbardziej znana historia związana z zatrutym pierścieniem dotyczy królowej Elżbiety I. Przez 45 lat nosiła ona pierścień koronacyjny, który z czasem wrósł w jej palec. Jego usunięcie, w połączeniu z długotrwałym uciskiem i potencjalną infekcją, mogło doprowadzić do zatrucia krwi, które przyczyniło się do śmierci władczyni. To przykład niezamierzonego zatrucia, a nie użycia pierścienia jako aktywnej broni.
Dworska etykieta i koronacje w Polsce
Polski dwór królewski, zwłaszcza w okresie elekcyjnym, wyróżniał się na tle Europy swoją specyficzną etykietą i rytuałami koronacyjnymi, które odzwierciedlały unikalny ustrój Rzeczypospolitej.
Swoboda czy chaos? Polski ceremoniał dworski
W przeciwieństwie do sztywnych i drobiazgowo spisanych protokołów dworów hiszpańskiego (który posiadał aż 54 regulaminy!) czy francuskiego, polska etykieta dworska opierała się głównie na zwyczaju i pamięci. Brak pisanych regulacji prowadził czasem do zapominania szczegółów, np. dotyczących hołdów pruskich książąt czy dyplomu elekcyjnego Władysława na tron moskiewski.
Zagraniczni obserwatorzy często postrzegali polski dwór jako mniej formalny. Nuncjusz Honorato Visconti zauważył, że na co dzień „niewielu kręci się wokół osoby królewskiej”, ale podczas sejmów dwór stawał się „hałaśliwy”, prezentując „wielki splendor” i „niemały szacunek dla króla”. Ta swoboda była konsekwencją ustroju politycznego Rzeczypospolitej.
Polscy dyplomaci, tacy jak Stefan Pac czy Jakub Sobieski, krytykowali etykietę hiszpańską i wiedeńską jako zbyt sztywną i „niewolniczą”. Królowa Cecylia Renata, choć sama z rodu Habsburgów, po przybyciu do Polski przyjęła bardziej swobodne maniery, wstając na powitanie żon senatorów, co szokowało dworzan wiedeńskich. Wyjaśniała, że w Polsce „chociaż wolnością się cieszą, najwyższą honor swym panom okazują. W zamian król i ja, ceniąc ich posłuszeństwo, miłość im swą oddajemy i wyniosłości im nie okazujemy”. To podkreślało fundamentalne różnice w ustrojach politycznych.
Za utrzymanie porządku odpowiadali marszałkowie wielcy i dworscy, ale ich rola była inna niż w monarchiach absolutnych. Mimo pozornej „wolności”, hierarchia była ważna. Spory o miejsca przy stole czy krzesła blisko króla były powszechne, a czasem prowadziły do fizycznych utarczek nawet między kobietami. Z czasem prestiż polskiego dworu malał, co było widoczne w zachowaniu niezadowolonych posłów, którzy potrafili nakazać Janowi Kazimierzowi powrót do komnat królewskich – rzecz nie do pomyślenia za Zygmunta III.
Rytuały koronacyjne królów elekcyjnych
Koronacje polskich królów elekcyjnych w XVI i XVII wieku były skomplikowanymi ceremoniami, łączącymi elementy sakralne z politycznymi, podkreślającymi zarówno boskie namaszczenie, jak i zgodę szlachty.
Ceremonie rozpoczynały się w sobotę poprzedzającą koronację. Elekt był zobowiązany do spowiedzi i złożenia jałmużny. Kluczowym elementem była piesza pielgrzymka do kościoła św. Stanisława na Skałce w Krakowie, miejsca związanego z patronem królestwa. Ten akt symbolizował duchową przemianę z osoby świeckiej w namaszczonego monarchę. Król spędzał symboliczną noc w królewskiej sypialni przed właściwą ceremonią.
Elekt był ubierany w szaty przypominające biskupie (sandały, rękawiczki, humerał), co podkreślało zależność monarchy od Kościoła. Procesja z Wawelu do Katedry Wawelskiej, prowadzona przez świeckich dygnitarzy, niosących insygnia koronacyjne: koronę (Krakowski Kasztelan), berło (Krakowski Wojewoda), jabłko (Poznański Wojewoda) i miecz (Sandomierski Wojewoda lub Miecznik Koronny). Nie zawsze przestrzegano ścisłej kolejności, co prowadziło do odstępstw, np. z powodu wakatów urzędów lub nieobecności urzędników.
Najważniejszym momentem było złożenie przysiąg przed ołtarzem. Król składał przysięgę na pacta conventa – umowę publiczno-prawną między szlachtą a nowo wybranym królem, zawierającą jego zobowiązania. Były one uroczyście zaprzysięgane podczas koronacji, a szlachta mogła z nich rozliczać władcę na sejmach. Król przysięgał również na Artykuły Henrykowskie, które gwarantowały szlacheckie wolności. Podczas koronacji Zygmunta III Wazy w 1587 roku doszło do incydentów, gdy dysydenci domagali się dodatkowej przysięgi na pokój religijny. Po namaszczeniu przez prymasa, elekt otrzymywał insygnia władzy: koronę (często tzw. Koronę Łokietka), jabłko, berło i miecz.
Po koronacji rozlegały się salwy armatnie i okrzyki „Vivat Rex!”, a skarbnik rozrzucał specjalnie wybite żetony koronacyjne. Następnie odbywała się uczta i rozrywki na zamku, w tym turnieje.
Królewskie dziwactwa – ludzka strona majestatu
Podróż przez najdziwniejsze zwyczaje królewskie Europy, od średniowiecza po czasy współczesne, ukazuje fascynujący obraz władców, którzy, mimo swojego statusu, byli wciąż ludźmi – z ich przesądami, preferencjami i dążeniem do kontroli. Od zaskakująco czystych Jagiellonów, którzy dbali o higienę znacznie bardziej niż ich zachodnioeuropejscy odpowiednicy, przez brytyjskich monarchów z obsesją na punkcie prasowanych sznurowadeł i zaokrąglonych kanapek, po dwory ogarnięte paranoją trucizny, gdzie nawet hostia mogła stać się narzędziem zbrodni.
Te pozornie ekscentryczne nawyki często miały głębokie korzenie w ówczesnych przekonaniach medycznych, religijnych, kulturowych, a przede wszystkim w dążeniu do utrzymania władzy i wizerunku. Pokazują, że historia to nie tylko daty i bitwy, ale także intrygujące detale codziennego życia, które czynią ją tak relatywną i nieustannie porywającą. Na przykład, podczas gdy w Europie Zachodniej strach przed chorobami i wpływy Kościoła ograniczały kąpiele, w Polsce, z uwagi na inną tradycję i dostępność zasobów, higiena królewska stała na znacznie wyższym poziomie. Podobnie, współczesne brytyjskie „dziwactwa” odzwierciedlają ewolucję królewskiej kontroli – od wielkiego ceremoniału po mikrozarządzanie codziennością, wszystko w służbie wizerunku. Z kolei polskie obyczaje kulinarne i etykieta dworska, choć dla niektórych dziwne, były bezpośrednim odzwierciedleniem unikalnego ustroju Rzeczypospolitej i jej „złotej wolności”. Wreszcie, wszechobecna paranoja przed trucizną na dworach europejskich często prowadziła do ironicznych sytuacji, gdzie władcy nieświadomie zatruwali się sami, a legendy o zatrutych pierścieniach, choć porywające, często rozmijały się z historyczną rzeczywistością.
Królewskie dziwactwa są świadectwem tego, jak ludzka natura, nawet w otoczeniu największego przepychu i władzy, potrafi zaskoczyć i zafascynować, oferując nam barwne spojrzenie na przeszłość.
0 Komentarze