Listopad 1995 roku. Polska po raz pierwszy zasiada przed telewizorami, żeby obejrzeć przedwyborczą debatę prezydencką. Nie jedną, a dwie – i to w odstępie kilku dni. Na ekranie: Lech Wałęsa, ówczesny prezydent i legendarny działacz "Solidarności", kontra Aleksander Kwaśniewski, młodszy, pewny siebie kandydat lewicy. Obaj – gotowi na drugą turę i zdeterminowani, żeby wygrać.
Wybory prezydenckie w 1995 roku
Wybory prezydenckie w roku 1995 były jednym z najgorętszych politycznych starć lat 90. Na starcie drugiej tury stanęli Lech Wałęsa – kandydat niezależny walczący o reelekcję – oraz Aleksander Kwaśniewski, reprezentant Sojuszu Lewicy Demokratycznej (SLD). W pierwszej turze różnica między nimi była minimalna: Kwaśniewski zgarnął 35% głosów, Wałęsa – 33%. Ale warto zaznaczyć: jeszcze na początku kampanii sondaże dawały Wałęsie tylko 10% poparcia. Była to z pewnością jedna z najbardziej dynamicznych ewolucji w sondażach wyborczych.
Nie tylko programy, ale i ciosy poniżej pasa
Przy tak wyrównanym wyniku wszystko zależało od osób niezdecydowanych. I tu zaczęła się prawdziwa jazda bez trzymanki. Obie strony postawiły na ostrą retorykę. Najpierw obóz Wałęsy zarzucił Kwaśniewskiemu, że skłamał w sprawie wykształcenia i pominął akcje Towarzystwa Ubezpieczeniowo-Reasekuracyjnego "Polisa" w swoim oświadczeniu majątkowym. Odpowiedź? Sztab Kwaśniewskiego oskarżył prezydenta o niezapłacenie podatku od miliona dolarów, który miał dostać od Warner Bros.
Zamiast rozmowy o wizji Polski, zaczęło się pranie brudów. Kampania nabrała dramatyzmu, ale i odsłoniła inną stronę polityki – walkę na morale, wizerunek i zaufanie. Telewizyjne debaty tylko dolały oliwy do ognia. Oglądała je cała Polska, komentowano je w domach, zakładach pracy i na ulicach. Kandydaci stali się nie tylko politykami – stali się bohaterami (albo antybohaterami) politycznego thrillera. Wybory prezydenckie w 1995 roku były z pewnością jednym z najbardziej dramatycznych i pełnych zwrotów akcji momentów w historii polskiej polityki.
Debaty telewizyjne Wałęsa - Kwaśniewski
Do tej pory kampanie wyborcze wyglądały inaczej: plakaty, ulotki, może jakiś wiec. Ale debata na żywo, transmitowana do milionów domów, to było coś nowego. Nowy format. Nowe zasady gry. A raczej – brak zasad.
Najważniejszym punktem kampanii, na wzór amerykański, stały się dwie telewizyjne debaty, prowadzone przez prezesa Telewizji Polskiej Wiesława Walendziaka. Pierwsza w Polsce debata kandydatów na urząd prezydenta transmitowana w telewizji odbyła się w niedzielę 12 listopada 1995 roku i... od samego początku było wiadomo, że będzie iskrzyć.
Zgodnie z poczynionymi ustaleniami Aleksander Kwaśniewski w studiu telewizyjnym miał pojawić się jako pierwszy. Wszedł jednak na krótko przed startem emisji i przywitał się z każdym, tylko nie z prezydentem Lechem Wałęsą i usiadł na swoim miejscu. Następnie tuż przed rozpoczęciem debaty nagle wstał i wręczył Wałęsie swoje oświadczenie majątkowe protestując przeciw oskarżeniom o nieuczciwość. Efekt? Lech Wałęsa zagotował się jeszcze przed pierwszym pytaniem.
Po debacie Kwaśniewski podszedł, żeby się pożegnać, ale Wałęsa, urażony wcześniejszym zignorowaniem jego osoby, wypalił:
"Teraz to ja mogę panu podać nogę, a nie rękę"
Druga debata przedwyborcza, 15 listopada, zaczęła się zaskakująco: Wałęsa przeprosił za wcześniejsze słowa i swoje emocjonalne zachowanie podczas pierwszej debaty. Chwila ciszy. Potem jednak wrócili do formy – atmosfera znowu się zagęściła i dalsza część dyskusji toczona była w ostry sposób. Kwaśniewski starał się być spokojny, prezydencki. Wałęsa – był sobą: bez filtra, bez ściemy. Urzędujący Prezydent zaatakował Kwaśniewskiego z grubej rury, oskarżając go o brak rozliczenia z komunizmem i nazywając go „nowoczesnym Pierwszym Sekretarzem”.
Pod koniec debaty Wałęsa odczytał swoje oświadczenie z kartki – formalnie, chłodno. Kwaśniewski zamiast tego przemówił z głowy – swobodnie, przekonująco. Po wszystkim znowu podszedł z wyciągniętą ręką. Tym razem Wałęsa podaje Kwaśniewskiemu rękę wypowiadając przy tym to słynne zdanie:
"To pan w niedzielę wszedł tu jak do obory i ani be, ani me, ani kukuryku"
Efekt? Zgodnie z badaniami CBOS, aż 76% widzów uznało, że to Kwaśniewski wypadł lepiej. Cztery dni później zdobył 51% głosów i został nowym prezydentem. A Wałęsa? Stwierdził, że nie tylko został sprowokowany, ale i padł ofiarą spisku, gdyż nie wiedział, że kamery są włączone.
Zdjęcie w nagłówku: Wałęsa i Kwaśniewski podczas drugiej debaty; Maciej B. Brzozowski / PAP
0 Komentarze