'Pierzyna, łacina, dziecina' - historia trzech regimentarzy

Pierzyna, łacina, dziecina, Bohdan Chmielnicki o polskich regimentarzach.

Kozacy na czele z Bohdanem Chmielnickim w czasie powstania na Ukrainie szydzili z polskich regimentarzy mówiąc o nich: "Pierzyna, Łacina i Dziecina". Ta krótka, ale wymowna fraza nie tylko wyśmiewała konkretnych dowódców, lecz także rzucała światło na ówczesną kondycję Rzeczypospolitej, jej elit i armii. Kim byli owi trzej mężowie? Dlaczego ich postacie skojarzono z pierzyną, łaciną i dzieckiem?


Sejm konwokacyjny i trzej regimentarze

1648: Rok, w którym wszystko się posypało

Rok 1648 zapisał się w dziejach Rzeczypospolitej jako czas kryzysu, chaosu i dramatycznych zwrotów. Na scenie pojawiło się powstanie kozackie, a w momencie, gdy sytuacja wymagała silnego przywództwa, 20 maja niespodziewanie umiera król Władysław IV Waza. Śmierć monarchy w środku kryzysu nie mogła przyjść w gorszym momencie.

W Rzeczypospolitej, gdzie królów wybierano, zgon władcy oznaczał początek bezkrólewia. A to z kolei – wielomiesięczne polityczne przeciąganie liny, opóźnienia, prowizoryczne rządy i idealne warunki do knucia intryg. W warunkach eskalującej rebelii kozackiej był to scenariusz jak z najgorszego snu.

Kto rządzi, gdy nie ma króla?

W czasie interregnum ster przejmował tzw. interrex – zazwyczaj arcybiskup gnieźnieński i prymas Polski. W 1648 roku funkcję tę sprawował Maciej Łubieński. Choć to nie była władza absolutna, interrex miał realny wpływ na sprawy państwa: zwoływał sejmy, pilnował administracji, a w razie potrzeby – decydował nawet o wojnie i pokoju. Instytucja ta narodziła się po śmierci Zygmunta Augusta w 1572 roku i miała jedno zadanie – utrzymać porządek do czasu wyboru nowego monarchy. Faktyczną władzę sprawował jednak kanclerz wielki koronny Jerzy Ossoliński.

Sejm pełen kłótni i oskarżeń

Po śmierci Władysława IV zwołano sejm konwokacyjny – obrady ruszyły w Warszawie 16 lipca i trwały do 1 sierpnia. Był to pierwszy sejm po nastaniu bezkrólewia i poprzedzał wolną elekcję. Głównym celem sejmu konwokacyjnego było ustalenie kandydatów do władzy, a także czasu i miejsca elekcji. Na sali sejmowej wrzało. Szlachta była podzielona: część – z Jerzym Ossolińskim i Adamem Kisielem na czele – chciała ugody z Kozakami. Inni, jak Jeremi Wiśniowiecki i Aleksander Koniecpolski, domagali się twardej odpowiedzi zbrojnej.

Dyskutowano, spierano się, wzajemnie oskarżano. Nawet zmarły król dostał pośmiertnie swoją porcję winy – miał, według niektórych, doprowadzić do wybuchu powstania. Główne wrażenie? Totalny brak zgody i planu.

Kompromisy z braku lepszych opcji

Choć atmosfera była napięta, sejm ostatecznie przekształcił się w konfederację. Uznano, że warto przynajmniej spróbować rozmów z Bohdanem Chmielnickim i rozbić niebezpieczny sojusz kozacko-tatarski. Z drugiej strony – trzeba było jakoś ogarnąć armię. Szybko więc powołano trzech regimentarzy, którzy mieli objąć dowództwo. To rozwiązanie było dalekie od idealnego – raczej wyraz desperackiego kompromisu niż dobrze przemyślanej decyzji.

Trzej „wodzowie” z przypadku

W czasie gdy Rzeczpospolita potrzebowała silnego, doświadczonego dowództwa, sejm konwokacyjny – nie mogąc dojść do porozumienia – wybrał kompromis: zamiast jednego hetmana, trzech regimentarzy. Byli to Władysław Dominik Zasławski-Ostrogski, Mikołaj Ostroróg i Aleksander Koniecpolski. Kozacy szybko ocenili tę decyzję po swojemu, nadając każdemu z nich prześmiewczy przydomek:

"Pierzyna, łacina, dziecina"

I, co gorsza, nie bez powodu.


Władysław Dominik Zasławski-Ostrogski – „Pierzyna

Władysław Dominik Zasławski-Ostrogski, magnat z Wołynia, miał wszystko – tytuły, majątek, wpływy. Nie miał tylko jednego: pojęcia o wojaczce. W lipcu 1648 roku dostał dowództwo, mimo że jego jedyne doświadczenie zbrojne to prywatna burda, a nie prawdziwa kampania wojskowa. Za jego nominacją stał kanclerz Jerzy Ossoliński – to mówi samo za siebie.

Pierzyna, czyli Władysław Dominik Zasławski-Ostrogski
Portret Władysława Dominika Zasławskiego-Ostrogskiego pędzla Bartłomieja Strobela
domena publiczna

Zasławski lubił luksusy bardziej niż strategie. Kozacy nazwali go „Pierzyną” – nie tylko z powodu jego miękkiego charakteru, ale i zamiłowania do wygód. W wojsku, gdzie liczy się twarda ręka i odwaga, przywódca kojarzony z lenistwem był po prostu kompromitacją. Dla wielu symbolizował wszystko, co było nie tak z polskim dowództwem: oderwanie od rzeczywistości, nepotyzm i słabość ukrytą pod zbroją.

Mikołaj Ostroróg – „Łacina

Mikołaj Ostroróg był człowiekiem renesansu – dobrze wykształcony, elokwentny, erudyta. Miał za sobą lata urzędniczej kariery, znał łacinę lepiej niż niektórzy modlitwy, i był dumnym przedstawicielem polskiej elity. Ale wojna to nie sejmowe przemowy ani literackie popisy.

Łacina, czyli Mikołaj Ostroróg
Portret Mikołaja Ostroroga
domena publiczna

Kozacy nadali mu przydomek „Łacina”, kpiąc z jego uczoności. Dla nich, zajętych brutalną walką o przetrwanie, Ostroróg był oderwany od rzeczywistości – symbolem warstwy szlacheckiej, która gadała więcej, niż robiła. A że erudycja nie zatrzyma szarży tatarskiej – to było aż nadto oczywiste.

Aleksander Koniecpolski – „Dziecina

Najmłodszy z trójki, Aleksander Koniecpolski, miał 28 lat. Syn wielkiego hetmana Stanisława Koniecpolskiego, odziedziczył tytuły, edukację i ambicje. Ale nie zdążył jeszcze udowodnić, że potrafi dowodzić samodzielnie. Miał za sobą tylko jedną większą kampanię – u boku ojca, a nie na własną odpowiedzialność.

Kozacy nazwali go „Dziecina”. W ich ustach to nie była tylko obelga – to była diagnoza. W czasie, gdy trzeba było podejmować twarde decyzje, on wyglądał raczej na ucznia niż generała. Młody wiek w połączeniu z brakiem samodzielnych sukcesów czynił go łatwym celem – i słabym punktem w układance dowodzenia.


Pierzyna, Łacina, Dziecina i klęska pod Piławcami

Iskra w prochu

Powstanie Chmielnickiego w 1648 roku nie było niespodzianką. To nie był nagły bunt, ale długo zbierająca się burza. Kozacy i ruska ludność od lat dusili się pod ciężarem nierówności, religijnego ucisku, degradacji społecznej i coraz ostrzejszej kontroli ze strony polskiej szlachty. Kiedy więc sytuacja eksplodowała, było to raczej nieuniknione niż zaskakujące.

Do najważniejszych powodów należało ograniczanie kozackich praw, pogarszające się warunki życia i brak politycznej reprezentacji. W tle: polonizacja, katolicka presja i niekończące się ignorowanie kozackich postulatów przez warszawskie elity.

Polska armia w rozsypce

Wiosną 1648 roku Rzeczpospolita była już na kolanach. Najpierw klęska pod Żółtymi Wodami, potem pogrom pod Korsuniem. Obie bitwy okazały się katastrofą: armia rozbita, hetmani w niewoli. Polska została praktycznie bez dowództwa.

Kozacy nie tylko zwyciężyli, ale też wzięli do niewoli obu hetmanów: Mikołaja Potockiego i Marcina Kalinowskiego. Strata ludzi była duża, ale strata dowódców – jeszcze gorsza. Armia została rozgromiona, morale upadło, a państwo zostało bez głowy. Właśnie ta luka otworzyła drogę do nominacji trzech regimentarzy – decyzji, która miała się zemścić już kilka miesięcy później.

W tej sytuacji ratowano, co się dało – na szybko formowano nową armię z pospolitego ruszenia i prywatnych oddziałów magnackich. Problemy? Brak dyscypliny, brak spójnego dowództwa, brak doświadczenia. I zero szans w starciu z dobrze zmotywowanym przeciwnikiem.

Ossoliński – gracz, nie strateg

Kanclerz wielki koronny Jerzy Ossoliński był jednym z najważniejszych graczy politycznych w Rzeczypospolitej. Zwolennik rozmów z Kozakami, sprzeciwiał się militarnej eskalacji. To on pociągał za sznurki podczas sejmu konwokacyjnego.

Dlaczego postawił na Zasławskiego, Ostroroga i Koniecpolskiego? Trudno powiedzieć jednoznacznie. Może chciał zadowolić wielkie rody. Może nie było innych kandydatów, którzy zyskali by poparcie szlachty. A może po prostu zlekceważył skalę zagrożenia.

Jedno jest pewne: Ossoliński świadomie pominął Jeremiego Wiśniowieckiego – zdolnego i popularnego wodza, który nawoływał do walki. Powód? Rywalizacja polityczna, różnice w strategii oraz strach przed jego rosnącym wpływem.

Piławce: klęska, która bolała najbardziej

Bitwa pod Piławcami (23–25 września 1648) była gwoździem do trumny. Armia licząca 30 tysięcy ludzi, w większości pospolite ruszenie, starła się z mniejszymi, ale bardziej doświadczonymi siłami kozacko-tatarskimi. Efekt? Chaos, panika, ucieczka.

Zawiodło wszystko – plan, dowództwo, morale. Trzej regimentarze nie potrafili współpracować, a ich brak autorytetu pogłębiał zamęt. Plotka o nadciągających Tatarach wystarczyła, by żołnierze porzucili obóz, działa, zapasy. Armia rozpadła się w ciągu godzin. Tylko piechota Samuela Osińskiego wycofała się z jakimkolwiek porządkiem. Zasławski jako główny regimentarz został twarzą tej klęski. Zasłużenie.

Echa porażki

Piławce były ciosem nie tylko militarnym, ale też symbolicznym. Kozacy stanęli u wrót Rzeczypospolitej – droga na Lwów i Zamość była otwarta. W kraju zapanował strach, wściekłość i poczucie bezradności. Elity polityczne straciły resztki autorytetu.

Hańba plugawiecka” – tak zaczęto mówić o Piławcach. Ta klęska przyspieszyła elekcję Jana Kazimierza – Chmielnicki miał go nawet poprzeć, licząc na bardziej ugodowe podejście nowego króla. Tak czy inaczej, bitwa pod Piławcami zmieniła reguły gry i pokazała, że stara Rzeczpospolita nie była już w stanie radzić sobie z nowymi zagrożeniami.

„Pierzyna, Łacina i Dziecina” – symbol kompromitacji

W polskiej historiografii bitwa pod Piławcami uchodzi za jedną z najbardziej żenujących klęsk wojskowych. Trzej regimentarze – Zasławski, Ostroróg i Koniecpolski – zostali zapamiętani nie jako dowódcy, lecz jako synonim niekompetencji. „Pierzyna, Łacina i Dziecina” – przezwiska nadane im przez Kozaków – weszły na stałe do zbiorowej pamięci jako bolesna lekcja o tym, co się dzieje, gdy na front wysyła się ludzi z koneksjami zamiast z umiejętnościami.

W „Ogniem i mieczem” Henryk Sienkiewicz nie robi z regimentarzy bohaterów. Ich postacie są ledwo zarysowane, bez chwały, bez charakteru. Główne światło pada na Jeremiego Wiśniowieckiego – twardego dowódcę, który w ogniu walki udowodnił, że potrafi dowodzić. Sceny z obrony Zbaraża służą jako kontrast do żenady pod Piławcami. W ten sposób literatura tylko wzmocniła ten historyczny przekaz: regimentarze byli porażką, a Piławce – przestrogą.

Lekcja z przeszłości

Historia trzech regimentarzy to coś więcej niż tylko opowieść o nieudanej bitwie. To portret Rzeczypospolitej rozdartej między interesami magnatów, układami i polityczną grą, gdzie kompetencje schodziły na dalszy plan. Nominacje nie szły za zasługami, tylko za znajomościami – i skończyło się katastrofą.

Klęska pod Piławcami obnażyła słabość państwa. Otworzyła drogę Kozakom, pogłębiła chaos, zniszczyła morale i pokazała, że bez silnego przywództwa nie da się wygrać żadnej wojny. Pamięć o „Pierzynie, Łacinie i Dziecinie” została – nie jako ciekawostka, ale jako ostrzeżenie, które wciąż brzmi aktualnie.



Obraz w nagłówku: "Bohdan Chmielnicki"; Wikimedia Commons


Co o tym myślisz? Zostaw reakcję i komentarz.

Prześlij komentarz

0 Komentarze